21:18

Manualne oczyszczanie twarzy - warto?

Zanim zdecydowałam się skorzystać z manualnego oczyszczania twarzy, przeczytałam dziesiątki artykułów na ten temat. Chciałam wiedzieć jak najwięcej, a przede wszystkim - czy warto się zdecydować na taki zabieg.
Wiedziałam też, że jeśli sama na własnej skórze (twarzy) się nie przekonam, to nigdy się nie dowiem.
Mam typowo mieszaną cerę - ze skłonnością do błyszczenia w strefie "T".
To błyszczenie było dla mnie bardzo uciążliwe. Wystarczyła godzina po nałożeniu kremu i pudru, żebym z powrotem świeciła jak żarówka. Tak samo tłusta na twarzy budziłam się co rano.
Przetestowałam tysiące kremów, maseczek, płynów i toników. Zarówno tych tanich, jak i tych bardzo drogich. Za każdym razem (zwłaszcza korzystając z tych drogich produktów) wierzyłam w to, że znalazłam kosmetyk doskonały, który sprawi, że moja twarz będzie oczyszczona i lekka.
Nie mogłam już patrzeć na zaskórniki za nosie (którego zajmowały już całą powierzchnię), brodzie i czole.
Byłam zdesperowana do tego stopnia, że kupiłam sobie nawet łyżeczkę Unny i wykonywałam takie kombinacje, że dochodziło nawet do rozlewu krwi (!).
Twarz jednak nie była odpowiednio zmiękczona i przygotowana, i szybciej bym złamała sobie nos niż go oczyściła. Spróbować jednak musiałam - bo jak mogłabym nie spróbować?

W końcu korzystając z okazji, że tuż koło mojego miejsca zamieszkania otworzono Instytut Urody, zadzwoniłam, zapisałam się i poszłam tam, nie mogąc się doczekać tego jakie (i czy) będą efekty.
Przed zabiegiem wypełniłam ankietę dotyczącą stanu mojego zdrowia, oraz sposobów w jaki pielęgnuję swoją twarz.
Jeszcze przed samym zabiegiem w czasie rozmowy z Panią Kosmetolog dowiedziałam się, że moje sposoby pielęgnacji są zdecydowanie nieprawidłowe.
Byłam tego po części świadoma, bo nigdy nie nakładałam kremu na noc, a na dzień nakładałam jakikolwiek, bo żaden matujący nie dawał rezultatu i skutecznie się już do nich zniechęciłam.
Do przemywania twarzy sporadycznie używałam żelu, zazwyczaj zmywałam makijaż płynem micelarnym.
Od Pani Kosmetolog dowiedziałam się, że przede wszystkim muszę zrobić porządek z pielęgnacją w domu. Poleciła mi dobry krem i podpowiedziała jak oczyszczać twarz rano i wieczorem.
Po krótkiej rozmowie, która praktycznie całkowicie zmieniła mój pogląd na pielęgnację twarzy, Pani przystąpiła do zabiegu.
Całość trwała około dwóch godzin. Zazwyczaj trwa półtorej, ale mój przypadek był jak zwykle specyficzny. ;-)
Pani Kosmetolog najpierw wykonała mi pełny demakijaż, później rozpulchniła skórę nakładając na nią przez dwadzieścia minut gorące ręczniki, a zaraz potem przystąpiła do manualnego oczyszczania. Nie jest to nic przyjemnego, ale wiedziałam, że jeśli mają być efekty, to muszę wytrwać.
Najbardziej bolesne jest oczyszczanie nosa. Nie będę pisać ile razy myślałam z lękiem o tym, czy za chwilę kość mojego nosa nie zostanie złamana ;-)
Samo oczyszczanie trwało dość długo, i z perspektywy klientki wydawało mi się dosyć żmudne, więc podziwiałam Panią Kosmetolog za cierpliwość i zaangażowanie. Bywały momenty, kiedy ciężko było wytrzymać, ale udało mi się nie jęknąć ani razu. Zresztą przy tym co czasami sama wyprawiałam ze swoją twarzą, nie było to nic aż tak szokującego. Gorszy ból często zadawałam sobie sama w domu.
Po oczyszczeniu twarzy zostałam poproszona o wybór maski - łagodzącej lub algowej.
Wybrałam algową, choć była dodatkowo płatna, ale szybko utwierdziłam się w tym, że to była dobra decyzja. Poczułam na twarzy przyjemny chłód i tak zrelaksowana leżałam jeszcze dwadzieścia minut. Po tym czasie Pani zdjęła mi maskę i nałożyła krem.
Kiedy w końcu usiadłam i zobaczyłam się w lusterku, nie mogłam uwierzyć.
Mój nos był zupełnie czysty, a reszta twarzy gładka i miękka.
Przed wyjściem z Instytutu, zakupiłam jeszcze specjalny krem regulująco - matujący (dając ostatnią szansę jakiemukolwiek kremowi).
Byłam zachwycona, ale ponieważ lubię poczekać kilka dni i upewnić się czy efekty faktycznie się utrzymają, wróciłam do domu i zaczęłam wykonywać pielęgnację zarówno poranną jak i wieczorną zgodnie z zaleceniami Pani Kosmetolog.
Już pierwszego ranka obudziłam się, a moja twarz była... matowa!
Było to dla mnie niepojęte. Odkąd pamiętam, nigdy nie obudziłam się rano bez błyszczącej twarzy, a tutaj efekt był nie tylko widoczny, ale i namacalny, po porannym oczyszczeniu i pielęgnacji było tak przez cały kolejny dzień i kolejny i kolejny, a więc efekty były widoczne gołym okiem.
Zabieg okazał się strzałem w dziesiątkę i polecam go każdemu, kto zmaga się z problemem zaskórników i błyszczenia twarzy. Warto za to zapłacić każde pieniądze, a koszt mojego zabiegu, włączając w to również koszt kremu, nie przekroczył dwustu pięćdziesięciu złotych. Zabieg warto powtarzać raz na kilka miesięcy, a najrzadziej raz na pół roku, w zależności od tego, jak szybko pojawiają się nowe zaskórniki, bo niestety pojawiają się i ma na to wpływ nie tylko nasza dieta i sposób pielęgnacji, ale nawet powietrze.
Dbajcie o swoją skórę, bo warto. Sprawi Wam to na pewno dużą przyjemność.
Poniżej efekty:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Lady Nieidealna , Blogger